Księże Biskupie, gdy zapytać przeciętnego człowieka o to, jak wygląda biskup, najczęściej staje mu przed oczami obraz kogoś bardzo poważnego, oficjalnego, do kogo trzeba zwracać się „Wasza Ekscelencjo”… Osoba Księdza pokazuje nam natomiast kogoś zupełnie innego. Dlaczego jest ksiądz takim „innym biskupem”?
Jestem katechetą. Wielu kleryków, przyszłych katechetów przeszło przez moje ręce, bowiem przez przeszło 27 lat przygotowywałem ich do czekającej ich pracy. Mówiąc o osobowości zawsze podkreślałem, że katecheta musi być autentycznym łącznikiem pomiędzy dziećmi i Panem Bogiem. Jeśli stworzymy barierę pomiędzy dziećmi a samym sobą, nie jesteśmy w stanie być dobrymi przekazicielami tej prawdy, którą Pan Jezus przekazuje. Dziecko jest wówczas zestresowane, boi się nas, a wówczas to, co do niego mówimy zupełnie do niego nie trafia.
A w jaki sposób stara się Ksiądz dotrzeć do dzieci?
Nigdy nie chcę się narzucać, chcę, żeby to dziecko mnie wybrało, żeby przyzwyczaiło się do mojej twarzy, nosa, tonu mojego głosu. Z młodszymi dziećmi wiążę się często poprzez rodziców, rozmawiam z nimi, aby w ten sposób dzieci nabrały odwagi. Gdy dzieci mnie wybiorą, to wtedy mogę do nich mówić. W przedszkolach, a mam ich 6 (3 w Krakowie i 3 w Częstochowie), dzieci są ze mną bardzo zżyte. Ten brak bariery jest sprawą podstawową, dopiero wtedy mogę być rzeczywistym głosicielem Słowa Bożego. Moim zdaniem autorytetu nie buduje się sprawowaniem jakiegoś urzędu, ale tym, co się rzeczywiście sobą prezentuje. Lepiej, czy gorzej, ale staram się właśnie tak zachowywać.
Przykład naszych rekolekcji pokazuje, że nie chodzi tutaj wyłącznie o dzieci. Przecież na mszach dla dorosłych widać wielu ludzi zasłuchanych w słowa Księdza, albo klaszczących i śpiewających.
Przecież dorośli też są dziećmi Bożymi. Radość można wyrazić w różnoraki sposób, śpiewem, zabawą, także klaskaniem, które wyraża swego rodzaju aplauz, wdzięczność Panu Bogu. Ja mam taką ideę radości, chcę żeby ludzie byli radośni i pogodni w kościele. Każdy z nas doświadcza grzeszności, ale to nas nie może pokonać. Musimy pamiętać, że Bóg nas zawsze kocha i nawet, gdy popełniamy błąd, pozostawia nam sposoby na rozwiązanie naszych problemów. Musimy być radosnymi ludźmi wierzącymi, osobiście mam wiele swoich karykatur, dostałem także Order Uśmiechu. Nie zmuszam nikogo, żeby mnie naśladował, ale chcę nieść właśnie takie przesłanie radości.
Myślę, że zarówno dzieci, młodzież, jak i dorośli –
wszyscy jako dzieci Boże – potrzebują teraz właśnie takich duszpasterzy.
Dzieci i młodzież nie chcą mieć w księdzu kumpla, bo mają ich wielu. Oni chcą mieć w osobie księdza przyjaciela, czyli kogoś, kto rozumie, akceptuje ich takich, jakimi są. To, co ksiądz im proponuje, to przyjaźń z Panem Jezusem. Nie wszyscy muszą, ale wielu może dzięki temu zmienić coś w swoim życiu. Nie osiągnie się niczego przez nakaz, ani tresurę. U Pana Boga nie ma tresury, tylko wychowanie. My, duszpasterze musimy próbować podpatrzeć jak Pan Jezus to robi, aby potem próbować to realizować.
A co Ksiądz czuje, gdy widzi, jak ludzie Księdza przyjmują, angażują się w śpiew, słuchają, gdy dzieci garną się do Księdza?
Wpadam wtedy w pewnego rodzaju amok, staram się jak mogę trafić do wszystkich. Myślę, że wolę pracę w mniejszych grupach, wtedy mogę zauważyć reakcję każdego z osobna, mogę spróbować lepiej do wszystkich dotrzeć. A przy większych grupach staram się jakoś wszystko wypośrodkować, znaleźć to, co najlepiej trafia do większości. Wtedy mogę być dobrym nadawcą.
Czy czuje Ksiądz, że udaje mu się do wszystkich dotrzeć?
Tajemnica Bożej Ewangelizacji tkwi w tym, żeby – jak to mówi Pan Jezus – „pozwolić wszystkim rosnąć do żniw”. Nie wyrzucajmy zła od razu, bo ono może się jeszcze zamienić w dobro. Nawet jeśli do kogoś w grupie nie trafiam od razu, to może kiedyś w przyszłości on sobie wspomni nasze spotkanie i to zmieni coś w jego życiu. Człowiek często potrzebuje trochę czasu, aby przekonać się, że Pan Jezus ma rację.
Mówi Ksiądz bardzo wiele o radości. A czy mógłby Ksiądz podać jakiś „przepis” na tą Bożą radość?
Pamiętajmy o jednym: Pan Jezus nam nie obiecuje „sielanki” na ziemi. Muszą być doświadczenia przykre, bo – jak mówi święty Paweł – najpierw wyznajemy Chrystusa Ukrzyżowanego, a dopiero potem Zmartwychwstałego. Ale musimy pamiętać o jednym: to, co smutne i przykre nie kończy się na krzyżu, ale przechodzi do Zmartwychwstania. Każdy z nas idzie w swoim życiu do Pana Boga. Tylko jedni idą na piechotę, inni jadą rowerem, jeszcze inni samochodem, samolotem, ale każdy zmierza do spotkania z Bogiem. Oczywiście, że są różne „dołki” po drodze, sam też nieraz je miewam. Ale wtedy zawsze staram się powtarzać sobie, Kogo głoszę w moim życiu.
Dzieci w naszej parafii są na pewno bardzo zainteresowane „Ziarnem”. Czy mógłby Ksiądz opowiedzieć dla nich kilka słów o swojej pracy w tym programie?
Zostałem przyjęty do „Ziarna” w oparciu o książkę o Piśmie Świętym, którą napisałem, pod tytułem „Dobry Bóg mówi do nas”. Jedna z redaktorek programu, która znała mnie właśnie z tej pozycji zaproponowała, że może bym się tam nadawał. Miałem na początku sporo problemów, bo przecież nie jestem aktorem. Miałem kłopoty z dykcją, zdarzało mi się zapomnieć tekst, miałem wielką tremę. Ale z czasem przyzwyczaiłem się do kamer, do świateł, do koniecznego makijażu, nauczyłem się skupiać na tekście, który mam powiedzieć. Trema zawsze mi towarzyszyła, ale wielu wielkich aktorów mówi, że dzięki niej lepiej potrafią zagrać. I tak już około ośmiu – dziewięciu lat wszystko trwa. Czasami trudno jest pogodzić pracę w telewizji ze wszystkimi obowiązkami, które mam w diecezji, ale staram się. Zżyliśmy się już z dziećmi, stworzyliśmy taką „ziarnową rodzinkę”.
A czy mógłby Ksiądz wskazać jakieś najtrudniejsze aktorsko wyzwanie jakie przed Księdzem stanęło podczas pracy w programie?
Musiałem wcielić się kolejno w osoby: króla, żebraka, proroka, filozofa, świętego Stanisława, Elvisa Presleya i na końcu w siebie.
Czy ingeruje Ksiądz w tekst przewidziany dla siebie w programie? Stara się jakoś bardziej siebie samego wyrazić?
Zasadniczo tekst dostaję już przygotowany, ewentualnie w przypadku jakiegoś błędu dogmatycznego wprowadzam poprawki. Ogólnie staram się zawsze być sobą. Nawet, gdy odgrywam jakąś rolę chcę, aby dzieci wiedziały, że to ja, żeby pamiętały, że jestem księdzem. I to mi się udaje. Pomimo ról, przebrań, dzieci zawsze mówią do mnie „proszę Księdza”.
Bóg zapłać za rozmowę. Mam nadzieję, że będzie Ksiądz miło wspominał pobyt w naszej parafii.
Szczęść Wam Boże, żyjcie wszyscy 300 lat, 6 miesięcy i 5 dni, starczy tyle? 😉